Więcej polityki, mniej obywatelskości !

Jedną z naj­czę­ściej powta­rza­nych opi­nii na temat pol­skiego życia publicz­nego można by stre­ścić w nośnej for­mule: wię­cej oby­wa­tel­sko­ści, mniej poli­tyki ! Co cie­kawe do hasła tego odwo­łują się zarówno przed­sta­wi­ciele pisow­skiej opo­zy­cji, jak i koali­cji rzą­do­wej PO-PSL. Jedni dru­gim zarzu­cają, że upo­li­tycz­nili pań­stwo w trak­cie swo­ich rzą­dów i odda­lili je od potrzeb zwy­kłych oby­wa­teli. Ze szcze­gól­nym upodo­ba­niem z hasła tego korzy­stano w trak­cie wybo­rów samo­rzą­do­wych, kiedy to sta­wiano sobie za cel uwol­nie­nia tema­tów komu­nal­nych - takich jak inwe­sty­cje w przy­sło­wiowy żło­bek czy boisko szkolne - od gor­szą­cych spo­rów poli­tycz­nych. Stąd hasło w stylu: stop par­tiom ! można było napo­tkać w róż­nych regio­nach kraju w trak­cie kam­pa­nii samo­rzą­do­wej. Dzi­siaj do hasła tego odwo­łuje się głów­nie Ruch Kukiza, który na tezie zwrotu pań­stwa oby­wa­te­lom ufun­do­wał całą swoją bie­żącą i byłą kam­pa­nię. W tym duchu wyja­śniana jest zresztą jego sztan­da­rowa idea - Jed­no­man­da­to­wych Okrę­gów Wyborczych.

W arty­kule tym posta­ram się jed­nak udo­wod­nić, że wła­ści­wym i zgod­nym z pol­ską racją stanu hasłem winno być raczej: wię­cej poli­tyki, mniej oby­wa­tel­sko­ści ! Tru­izmem jest bowiem twier­dze­nie o zgub­nym wpły­wie popu­li­zmu spo­łecz­nego czyli poli­tyki robio­nej pod publiczkę. Mądry poli­tyk powi­nien się raczej umieć uwol­nić od pre­sji oby­wa­tel­skiej, gdyż ta ostat­nia grozi roz­bu­dze­niem potrzeb spo­łecz­nych ponad miarę.

Tak też się dzieje we współ­cze­snej Pol­sce. Rząd Ewy Kopacz buduje swój wize­ru­nek na reali­za­cji postu­latu by korzy­ści reform gospo­dar­czych były nama­cal­nie odczu­wane przez prze­cięt­nych oby­wa­teli. Pre­zy­dent Andrzej Duda wygrywa wybory na popu­li­stycz­nym postu­la­cie obni­że­nia wieku eme­ry­tal­nego, tak jak by nie wie­dział, że dobro­byt bie­rze się z cięż­kiej pracy. Wszy­scy prze­ści­gają się w ini­cja­ty­wie, aby „zro­bić dobrze” prze­cięt­nemu Kowal­skiemu. Nawet logika wybor­cza par­tii gospo­dar­czo libe­ral­nych (KORWIN, Nowo­cze­sna Ryszarda Petru) opiera się na roz­bu­do­wy­wa­niu sfery rosz­czeń oby­wa­teli wzglę­dem apa­ratu pań­stwa, która ma w tym wypadku wieść do obni­że­nia podat­ków dla pod­mio­tów gospo­dar­czych i oby­wa­teli, czyli znów „robie­nia dobrze” prze­cięt­nemu Kowal­skiemu. Zwią­zek sfery rosz­cze­nio­wej z libe­ra­li­zmem gospo­dar­czym nie jest tutaj przy­pad­kowy, bowiem stałe roz­bu­dza­nie potrzeb oby­wa­tel­skich już w swo­jej isto­cie odpo­wiada dok­try­nie nowo­żyt­nego libe­ra­li­zmu, zgod­nie z którą poli­tyka ma się sku­pić na reali­za­cji oby­wa­tel­skich upraw­nień w miej­sce daw­nych obo­wiąz­ków. Upraw­nie­nia te następ­nie ewo­lu­ują zmie­nia­jąc stop­niowo pań­stwo mini­mum w pań­stwo opie­kuń­cze. Socja­lizm z libe­ra­li­zmem opie­rają się zatem na tych samych założeniach.

Tym­cza­sem opo­zy­cyjny wzglę­dem nich model pań­stwa kon­ser­wa­tyw­nego winien się odwo­ły­wać raczej do sfery obo­wiąz­ków, a nie rosz­czeń; winien to być zatem model bar­dziej patrio­tyczny w myśl hasła: „nie pytaj co pań­stwo może zro­bić dla cie­bie, ale co to możesz zro­bić dla państwa”.

Poli­tyka takiego pań­stwa powinna się sku­piać na reali­za­cji przed­się­wzięć dłu­go­okre­so­wych, cywi­li­za­cyj­nych, robio­nych ze świa­do­mo­ścią celu nad­rzęd­nego budu­ją­cego dobro wspól­noty poli­tycz­nej. To inwe­sty­cje wie­lo­let­nie w prze­mysł i postęp tech­no­lo­giczny, to reali­za­cja mak­symy: „naj­pierw inwe­sty­cje, potem kon­sump­cja”. I mak­symę tą reali­zo­wano z powo­dze­niem zarówno w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym, jak i PRL, kiedy sku­piano się na przed­się­wzię­ciach stra­te­gicz­nych reali­zo­wa­nych przy pomocy tak obśmie­wa­nych dziś pla­nów wie­lo­let­nich. Udało się jed­nak wów­czas uprze­my­sło­wić i zmo­der­ni­zo­wać kraj. Reali­za­cja tych modeli oparta była oczy­wi­ście na inwe­sty­cjach budże­to­wych, nie­mniej zasiłki i świad­cze­nia socjalne nie były wyso­kie. Te ostat­nie są bowiem domeną demo­kra­cji zachod­nich budu­ją­cych model pań­stwa dobro­bytu. Pisząc to nie zamie­rzam bro­nić PRL-u, ale w zakre­sie reali­za­cji prze­obra­żeń cywi­li­za­cyj­nych i wiel­kiej poli­tyki sys­tem ten się broni. Fla­go­wych przed­się­wzięć obec­nie się nie reali­zuje bo poli­tyka sku­piła się drob­nicy i jest reali­zo­wana pod prę­gie­żem oby­wa­tel­skich roszczeń.

Gdy tak przy­go­to­wy­wa­łem się do napi­sa­nia niniej­szego arty­kułu natra­fi­łem na arty­kuł w Gaze­cie Wybor­czej (z dnia 21 wrze­śnia) autor­stwa Jaro­sława Kur­skiego, w któ­rej na pierw­szej stro­nie autor pisze w duchu nie­ty­po­wym jak na to medium: „W cza­sach Chur­chilla, de Gaulle’a, Ade­nau­era tre­ścią poli­tyki były sprawy wiel­kie. Mężo­wie stanu nie pod­li­zy­wali się wybor­com, narzu­cali im wizję kraju. Gdy prze­gry­wali - odcho­dzili z god­no­ścią. Dziś wizją jest to, co chcą usły­szeć wyborcy. Budżety par­tii idą na bada­nia vox populi i sute hono­ra­ria spe­ców od mar­ke­tingu poli­tycz­nego, medial­nych wrzu­tek, przy­kry­wa­nia, pudru i zbio­ro­wej psy­cho­lo­gii. Poli­tycy porzu­cili wiel­kie pro­jekty na rzecz żało­snych zabie­gów o łaskę ludu, byle utrzy­mać, byle zdo­być wła­dzę. Poli­tycy skar­leli. Kie­dyś bywali mężami stanu, dziś to domo­krążcy han­dlu­jący bły­skot­kami i waze­liną. Pol­ski kie­szon­kowy House of Cards”. Pięk­nie powie­dziane. Nic dodać nic ująć. Czyżby zatem Gazeta Wybor­cza prze­cho­dziła na pozy­cje anty­oby­wa­tel­skie i antydemokratyczne ?

Nic bar­dziej błęd­nego. Pozo­stała część cyto­wa­nego arty­kułu nie pozo­sta­wia w tej mate­rii złu­dzeń. „Mamy po dziurki w nosie poli­ty­ków. – pisze Kur­ski - Ich cyni­zmu, karie­ro­wi­czo­stwa, tego, że trak­tują nas jak ciemny lud. […] Ale nie chcemy tylko narze­kać. Pra­gniemy, by kam­pa­nia wybor­cza była oka­zją do oby­wa­tel­skiej edu­ka­cji. Nie dajmy sobie ode­brać wybo­rów, naszych praw i wol­no­ści. Zaj­mijmy się poli­ty­kami, zanim oni zajmą się nami. To nasi wybrańcy, są naszymi słu­gami.” No tak, kon­klu­zja może tu być tylko jed­nak. Wedle Gazety Wybor­czej lekar­stwem na nad­miar demo­kra­cji w Pol­sce (który to nad­miar Wybor­cza popraw­nie dia­gno­zuje), ma być jesz­cze wię­cej demo­kra­cji. Zaiste prze­wrotna logika, potwier­dza­jąca, że autor arty­kułu naj­wy­raź­niej się pogu­bił. No chyba, żeby zro­zu­mieć prze­sła­nie tego arty­kułu jako zachętę dla oby­wa­teli by inte­re­so­wali się w więk­szym stop­niu wielką poli­tyką, a nie tylko tą małą, pry­watną, reali­zo­waną z per­spek­tywy „wła­snego nosa”; by w więk­szym stop­niu dawali ani­żeli brali. W tym sen­sie z kon­klu­zją powyż­szego arty­kułu można by się zgo­dzić. Tak czy ina­czej poli­tyka taka wyma­ga­łaby przy­wró­ce­nia jej nad­rzęd­nej rangi wzglę­dem innych spraw spo­łecz­nych kraju.

Kry­ty­ku­jąc oby­wa­tel­skość nie jestem zwo­len­ni­kiem jakie­goś rodzaju dyk­ta­tury, zdaję sobie sprawę, że oddolne pro­cesy demo­kra­ty­za­cji spo­łecz­nej zaszły już tak daleko, że na oby­wa­tel­skość jeste­śmy w pew­nym sen­sie ska­zani. Tam gdzie to moż­liwe sta­rajmy się jed­nak zapew­nić pro­ce­som poli­tycz­nym nie­zbędny im sto­pień nie­za­leż­no­ści i auto­no­mii. Wymaga tego zagro­żona dziś przez biu­ro­kra­cję droż­ność decy­zyjna. Tam z kolei, gdzie pro­cesy decy­zyjne ule­gły decen­tra­li­za­cji i roz­pro­sze­niu, czyli tam gdzie jeste­śmy już ska­zani na oby­wa­tel­skość - walczmy o oby­wa­tel­skość poli­tyczną czyli świa­domą, taką która dosięga spraw wiel­kich tego świata. W każ­dym z nas niech będzie wmon­to­wany taki mecha­nizm auto­kre­acyjny. Każdy z nas niech będzie “Bogiem” i przy pomocy swo­ich dłu­gich rąk niech dosię­gnie nieba.

Michał Gra­ban