Przyznam, że nieco zasmucił mnie tekst Krzysztofa Zagozdy „Samorządy ? 7 x NIE”. Zdziwiłem się promowaniu idei anty-samorządowych na forum konserwatywnego portalu internetowego. Osobiście w diametralnie odmienny sposób oceniam instytucję samorządu terytorialnego w naszym kraju. O ile mam w sobie wiele dystansu wobec idei wolnorynkowych, trochę na wyrost promowanych według mnie na forum portalu konserwatyzm.pl; o tyle uważam, że właśnie samorząd terytorialny nie tylko, że jest pierwszym szczeblem szkoły życia publicznego, ale że w idei samorządowej realizują się pewne ideały drogie myśleniu konserwatywnemu. Samorząd terytorialny jest w końcu ważnym instrumentem, które możemy przeciwstawić wyzwaniom globalnych trendów rozwojowych dla ochrony naszej tożsamości.
Główny argument autora dotyczy kwestii dość drażliwej w środowisku prawicy, a mianowicie spoistości państwa narodowego. „Biednemu państwu niezbędna jest mądra silna władza centralna mająca przełożenie na lokalności, które konsekwentnie współpracować będą przy realizacji realnego programu sanacyjnego (…) Organy władzy lokalnej coraz częściej stają się animatorami procesów powodujących erozję życia państwowego i narodowego” – pisze red. Zagozda. Aby rozprawić się z tym argumentem należałoby wyjaśnić naturę współczesnych przeobrażeń cywilizacyjnych związanych z procesami globalizacji i ponowoczesności prezentując ich wpływ na instytucję państwa narodowego. Daleki jestem od deprecjonowania instytucji państwa narodowego, z drugiej jednak strony nie należy być ślepym na fakt, że to silne regiony i metropolie, a nie słabe państwa narodowe są w dzisiejszych czasach głównymi beneficjentami globalizacji. Impulsy rozwojowe państwa narodowego podlegają wewnętrznym przeobrażeniom, będąc zastępowane impulsami generowanymi z jednej strony przez instytucje ponadnarodowe, z drugiej zaś - przez wspólnoty samorządowe, a także oddolne grupy obywatelskie, przedsiębiorstwa, stowarzyszenia i jednostki ludzkie jako takie.
Aby się przystosować do tych przeobrażeń można promować ideę Imperium Europejskiego, jak czyni to np. Tomasz Gabiś. Wynika ona z wiary w możliwość nadania większej decyzyjności i polityczności europejskim strukturom ponadnarodowym, zdolnym do rywalizacji w międzykontynentalnej grze mocarstw (Chiny, Rosja, USA, Europa). Z drugiej jednak strony walka toczy się także na poziomie samorządów i jednostek terytorialnych. Stąd lansowana (nie tylko zresztą przez UE), a obśmiewana przez autora - idea regionalizacji słusznie wychodzi na przeciw tym wyzwaniom. I nie chodzi tu o rozwój jakiś separatyzmów lokalnych (Ślązaków, Pomorzan itd.) tylko o fakt, iż na skutek żywiołowych przeobrażeń gospodarczych, dochodzi do nowej dystrybucji władzy i bogactwa na całym świecie, a ulegające fragmentacji struktury terytorialne dawnych państw narodowych domagają się nowych, elastycznych, eksterytorialnych i zdecentralizowanych form zarządzania (governance).
Korzystają na tym procesie z jednej strony wielkie koncerny i korporacje handlowe (które jak wykazał Z. Bauman mają silnie eksterytorialną naturę), których dochody często przewyższają budżety małych państw. Jeżeli jednak chodzi o jednostki władzy publicznej (czyli takie w ramach których możliwa jest realizacja zasad dobra publicznego) właśnie jednostki metropolitalne są nowymi akceleratorami wzrostu. Badania potwierdzają, że ok. 85 % światowego przepływu kapitałów zarządzanych jest przez dwadzieścia metropolii zlokalizowanych w najbogatszych państwach świata.
Stąd osobiście popieram tak zwalczany przez Prawo i Sprawiedliwość projekt nowych zmian legislacyjnych wzmacniających regiony i metropolie i wyposażających je w nowe kompetencje. W nowej Krajowej Strategii Rozwoju Regionalnego stawia się na te lokomotywy wzrostu, dystansując się od nadmiernie eksponowanej w UE, obciążonej egalitaryzmem idei spójności terytorialnej, zmierzającej do pomocy regionom biednym i potrzebującym. Zgodnie ze znanymi już argumentami na temat nierealności socjalizmu, ta druga koncepcja wpływa przecież demotywująco na jednostki terytorialne korzystające ze środków pomocowych, uzależniając je od pomocy płynącej z zewnątrz, zamiast zachęcać je do wzmożonej pracy nad samym sobą w celu odnalezienia własnej szansy. W przypadku miast aspirujących do rangi metropolii chodzi zatem o możliwość włączenia się do sieci globalnych korzyści. W tej grze toczy się bowiem zacięta i bezwzględna walka o to, kto będzie zwycięzcą, a kto przegranym procesów globalizacji, które mają bardzo żywiołową naturę. Zgodnie z twardym przesłaniem, sformułowanym w duchu Fryderyka Nietzsche: Bądźmy silni, w przeciwnym razie już na zawsze czeka nas los zaścianka Europy !
Silne samorządy terytorialne wydają się zatem ideą pociągającą. Czy jednak nie przeceniam ich możliwości i kompetencji ? Warto zwrócić uwagę, że to z poziomu lokalnego i regionalnego możliwe jest przygotowywanie strategii rozwojowych oraz dyskusja na tematy gospodarcze. Muszą to zrobić samorządy gdyż nie robi tego państwo. Zauważmy, że na poziomie ogólnopaństwowym główne tematy, które absorbują opinię publiczną dotyczą różnych aspektów „wojny polsko-polskiej”. Tematy ekonomiczne marginalizowane są natomiast do kwestii drugorzędnych i narzędziowych jak np. dobro budżetu, deficyt itd. Nikt nie pyta jednak: Czemu tak naprawdę ten budżet ma służyć ? Jaką wizję Polski chcemy realizować ? W okresie przedwojennym toczyła się w państwie dyskusja na temat przyszłości. Zastanawiano się: Czy Polska ma być krajem rolniczym czy przemysłowym ? Jaką wizję modernizacji i uprzemysłowienia powinniśmy realizować ? Zarówno w okresie międzywojennym, jak i PRL-u rolę kreatora modernizacji i realizatora wizji rozwoju gospodarczego realizowało państwo polskie. Miało ono dzięki temu swoją tożsamość. Czy we współczesnej Polsce dyskusja taka jest prowadzona ? Czy jakąkolwiek partię w ogóle to interesuje ? Na samorządach terytorialnych (zwłaszcza szczebla regionalnego) spoczywa jednak obowiązek przygotowywania strategii rozwojowych. To z poziomu lokalnego i regionalnego realizowane są koncepcje rozwojowe korespondujące z wyzwaniem globalizacji i gospodarki postindustrialnej.
Wiązanie z samorządami terytorialnymi nadziei na spełnianie przez nie roli głównych aktorów globalnej gry wiąże się z koniecznością rewizji naszych przyzwyczajeń zgodnie z którymi samorządy odpowiadają jedynie za czystość chodników, łatanie dziur w ulicach, gospodarkę komunalną, ewentualnie edukację; generalnie za kwestie „drugorzędne”, nie aspirujące do wielkich rozstrzygnięć ideowych. Nic bardziej błędnego ! Niezależnie od ich formalnych kompetencji, które wciąż są w trakcie ustalania, ich rzeczywiste kompetencje wyznacza samo życie. Samorządy muszą się czuć prawdziwymi gospodarzami w terenie i z tej perspektywy inicjować ważne procesy rozwojowe korespondujące z wyzwaniami XXI wieku. Wbrew propagandzie Platformy Obywatelskie, sugerującej, że samorządy nie mają nic wspólnego z polityką, samorządy winny stać się podmiotami sensu stricte politycznymi właśnie i ważnymi graczami relacji międzynarodowych. To sprawa o zasadniczym znaczeniu, a właściwe jej rozstrzygnięcie wymaga świadomości głębokich przeobrażeń cywilizacyjnych, których doświadcza nasza ojczyzna.
Pisząc te słowa nie zamierzam podważać drożności decyzyjnej struktur państwa narodowego. Wręcz przeciwnie, uważam, że we współczesnych czasach zarządzanie realizowane być winno wieloszczeblowo, na wszystkich poziomach drabiny administracyjnej (lokalnym, regionalnym, państwowym i europejskim). Przytaczana już Krajowa Strategia Rozwoju Regionalnego wyraża tą myśl w postulacie „współodpowiedzialności za rozwój wszystkich szczebli administracji publicznej, aktorów społecznych i przedstawicieli biznesu” w formule „empowerment of multi-level governance”. Zamiast oddawać pole walki walkowerem, do czego zachęca w istocie, autor krytykowanego przeze mnie artykułu, uważam zatem, że trzeba być czujnym na wielu poziomach i na wielu poziomach prowadzić walkę o ideały zagrożonej cywilizacji zachodniej - o ich żywotność, spoistość i wyrazistość programową.
Już poza wyżej wymienionymi argumentami podkreślającymi związek walki o samorządy z wyzwaniami cywilizacyjnymi naszych czasów warto przytoczyć na koniec kilka argumentów bardziej zasadniczych związanych z ujęciem konserwatywnym i wspólnotowym. Wartości życia publicznego realizują się w samorządzie, a nie są ich wrogiem jak twierdzi autor. Wystarczy odwołać się do Alexisa Tocquevilla stawiającego samorząd terytorialny w opozycji do demokracji, papieskiej nauki o subsydiarności sformułowanej przez Leona XIII i Piusa XI czy szerokiej plejady innych przykładów z teorii jak choćby nauki o cywilizacji Feliksa Konecznego aby zrozumieć te zależności. Także zgodnie z głównymi komponentami współczesnej filozofii komunitarystycznej (Taylor, Walzer, Etzioni, MacIntyre, Sandel) wspólnotowość znajduje się na antypodach liberalnego indywidualizmu nastawionego niemal wyłącznie na gwarantowanie swobód indywidualnych obywatelom. Komunitaryści podkreślają rolę więzi narracyjnej opartej na wyznawaniu wspólnych wartości członków wspólnoty terytorialnej. Podobnie jak wczesnośredniowieczne zakony Św. Benedykta także we współczesnych czasach wspólnota lokalna stanowić może schronienie przed widmem nowego barbarzyństwa globalnego kapitalizmu, indywidualizmu i konsumeryzmu, jako miejsce kultywowania tradycji, wartości etnicznych, religijnych bądź narodowych. Każda idea kiełkuje wpierw w małej wspólnocie. Czy nie naszedł czas aby schronić się w zakonach ? A może odwrotnie: z zakonów wyruszyć w świat i przeprowadzić szturm na światowe instytucje ?
Michał Graban