Określenie istoty wpływu jaki wywiera szkolnictwo wyższe w procesie kształtowania regionalnej tożsamości wymaga precyzyjnego uporządkowania tematu. Należy uporać się z pewnymi nieporozumieniami, które zwłaszcza w ostatnim czasie dość dobitnie dają o sobie znać. Nieporozumienia te wynikają m.in. z temperatury sporów toczących się wokół reformy szkolnictwa wyższego a także wokół roli, jaką będą spełniać uniwersytety i uczelnie w rozwoju regionalnym w kontekście nowego podziału administracyjnego kraju. Emocje te są zrozumiałe, gdyż dotyczą kwestii nader drażliwych. Z drugiej jednak strony nie sprzyjają one bezstronnemu i rzeczowemu podejściu do tematu, który bardziej niż jakikolwiek inny wymaga chłodnego osądu. Sporu wokół szkolnictwa wyższego nie można przecież przyrównać do innych problemów funkcjonowania państwa z dziedziny ekonomicznej czy społecznej. Szkolnictwo wyższe nie spełnia funkcji usługowych wobec gospodarki. Posiada swoisty prestiż i szczególną rangę w społeczeństwie. Przynależy do sfery kultury duchowej, a nie materialnej. Inaczej też należy oceniać jej rolę względem wspólnoty regionalnej. W relacji tej zależności są dosyć złożone.
Kolejnym problemem - który warto zasygnalizować już we wstępie - jest uchwycenie roli jaką wywierają władze publiczne w zacieśnianiu się więzi wspólnotowych. Kształtowanie tożsamości regionalnej jest złożonym i wielowarstwowym procesem. Tożsamość wspólnoty lokalnej kształtuje się bowiem naturalnie i spontanicznie w długotrwałym procesie historycznego rozwoju. Na charakterze tego procesu odciska swoje piętno wiele przypadkowych czynników takich jak przełomowe wydarzenia historyczne, rola jednostek wybitnych czy bohaterów ludowych. Chociaż proces ten jest naturalny i przebiega oddolnie - w jego harmonijnym przebiegu ogromną rolę odgrywają także władze publiczne. Ich wpływu na tożsamość regionu nie daje się jednak sprowadzić do prostej zależności przyczynowo-skutkowej. Tożsamości nie można ukształtować administracyjnie przez systemy preferencji czy dotacji finansowych. Rola władz jest znacznie bardziej złożona - wymaga działań wieloetapowych i długookresowych, rozpatrywanych w różnych płaszczyznach. Nieostrożne i często pośpiesznie realizowane zabiegi administracyjne mogą jedynie naruszyć tą delikatną materię jaką jest tożsamość wspólnoty regionalnej.
W naszym opracowaniu dużą rolę odgrywa pojęcie „autonomii”. Należy pamiętać, iż określenie to nie jest jednoznaczne z terminem „niezależność”, a uchwycenie wzajemnej różnicy obu terminów jest kwestią delikatną. Tak rozumiana autonomia jest także filarem harmonijnego rozwoju instytucji szkolnictwa wyższego. To ona determinuje kulturotwórczą rolę uniwersytetów w regionie.
Rola nauki i uniwersytetów w starożytności i średniowieczu
Twierdzenie, iż uniwersytety winny być placówkami autonomicznymi zwłaszcza w ich relacjach z państwem posiada dość długą tradycję. Nie od rzeczy będzie zatem odwołanie się do analizy historycznej, aby uchwycić przebieg tego ciekawego procesu.
Postulat autonomii uniwersytetów i badań naukowych nawiązuje do takiej wykładni nauki, w której traktowana jest ona jako cel samoistny, którego nie powinno się traktować w sposób instrumentalny jako środka do osiągania innych celów czy nawet korzyści. Instrumentalne traktowanie nauki jest według zwolenników tej koncepcji nie tylko niemoralne, ale przede wszystkim nieskuteczne. Nauka jest bowiem „bezprzyczynowa” - jak mówi polski historyk cywilizacji Feliks Koneczny. Oznacza to, iż nie można jej wytworzyć w sposób sztuczny, na zawołanie, pod wpływem określonej doraźnej potrzeby społecznej. „Nauka pochodzi z wytwórczości, zjawia się samorzutnie, sama sobie panią, sama sobie celem.” - dodaje Koneczny [1].
Rozważania te przybliżają nas do istoty odwiecznego sporu zachodzącego pomiędzy refleksją teoretyczną a praktyką życia społecznego. Kult życia teoretycznego posiada swoje źródła w Helladzie. Z pism greckich ojców filozofii możemy się wiele nauczyć, o roli teoretyka w społeczeństwie, o istocie zależności pomiędzy polityką a filozofią polityczną. Doświadczenie helleńskie uczy nas jak ważna jest autonomia badań naukowych, jak ważne jest stworzenie warunków dla kształtowania się nieskrępowanej refleksji intelektualnej, o ile naszym celem jest dobro wspólnoty politycznej.
W kręgu cywilizacji europejskiej idea autonomii uniwersytetu sięga średniowiecza i została zaszczepiona przez chrześcijaństwo. Średniowieczne szkoły podlegały oczywiście Kościołowi, opierając się na programach i metodach stworzonych na użytek Kościoła. Niemniej, jak wykaże dalsza analiza, sojusz ten był w istocie czymś naturalnym, spełniając rolę warstwy ochronnej przed zakusami władz i polityków. Na charakterze szkolnictwa średniowiecznego zaważyło także społeczne przesłanie doktryny chrześcijańskiej. Religia chrześcijańska zgodnie z augustyńską koncepcją Państwa Bożego kierowała zainteresowanie wiernych od spraw tego świata w kierunku życia pozaziemskiego. Konsekwencją tej postawy był rozdział Kościoła od państwa. Głosząc zasadę osobistej odpowiedzialności za grzechy, zachęcała ona do samodoskonalenia się. Skoro każdy mógł być zbawiony - a prawo to w równej mierze przysługiwało bogatym, jak i biednym - wychowanie miało na celu indywidualny rozwój duchowy, nie zaś przygotowanie do życia i potrzeb społecznych.
Ciekawie kształtowała się także rola uczelni na tle ustroju terytorialnego państw średniowiecznych. Wypływa stąd ich specyficzny i silny związek ze średniowiecznym samorządem lokalnym. Uniwersytety pełniły rolę ośrodków kulturotwórczych, pogłębiając tożsamość i świadomość lokalnych społeczności. Kształtowały w nich poczucie wspólnoty i wyrabiały pewien zmysł etyczny. Istniał też polityczny kontekst współpracy uczelni ze społecznością lokalną. W wielu państwach zachodnich dochodziło bowiem do zacieśnienia związków pomiędzy uczelnią a władzami miasta. Związek ten chronił je od zakusów władz administracyjnych szczebla centralnego, co nasilało się na uczelniach europejskich począwszy od XV wieku. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia m in. we Francji oraz we Włoszech gdzie uczelnie bywały elementem przetargu między komuną miejską a rządzącym księciem.[2]
Tendencje te wykazują, iż uczelnie średniowieczne w walce o utrzymanie swojej autonomii właśnie w samorządach odnajdywały swego naturalnego sojusznika. Z kolei proces ograniczania wpływów samorządów lokalnych przez władze centralne - początkowo w imię realizacji interesów dynastycznych, potem zaś w imię nasilających się procesów demokratycznych - szedł w parze z ograniczaniem autonomii średniowiecznych uczelni.
Mutacja nowożytna
Proces ten podsycany był przez nowe prądy intelektualne (głównie przez nominalizm) głoszące konieczność większego dostosowania instytucji do bieżących potrzeb społecznych.
Podejście takie, odwołujące się do kategorii użyteczności, wyraźnie wskazuje już na nowe nowożytne rozumienie roli instytucji państwowych względem obywateli. Wraz z postępem tego procesu pojawiały się nowe instytucje i formy organizacyjne rywalizujące o wpływy z Kościołem katolickim, takie jak państwa narodowe oraz państwa oparte na silnej władzy królewskiej. Rozszerzająca swe wpływy władza świecka tworzyła nowe urzędy i organa władzy: parlamenty, komisje finansowe, urzędy zarządców, rady królewskie. Władza zgłaszała także określone zapotrzebowanie pod kątem instytucji szkolnictwa. Tym zapotrzebowaniem był stale rosnący popyt na oświeconą kadrę prawniczą, której interesy identyfikowały się z reguły z interesami politycznymi władcy.
Oznaczało to zmianę w podejściu do szkolnictwa, które zaczęło odgrywać rolę służebną względem rozbudowującego się aparatu władzy. Szkolnictwo przestawało być instrumentem realizacji interesów Kościoła stając się narzędziem realizacji interesów nowożytnego państwa świeckiego.
W procesie projektowania instytucji nowożytnego państwa nieusuwalne piętno wywarła także filozofia oświeceniowa. To ono głosiła potrzebę budowy nowych instytucji państwowych, instytucji użytecznych, praktycznych i służących zaspakajaniu społecznych potrzeb. Stąd właśnie bierze swe źródła oświeceniowa wiara w postęp społeczny czyli wiara w możliwość przebudowy stosunków społecznych przez aparat państwa.
W przedsięwzięciu budowy nowych instytucji szkolnictwu powierzono zadania naczelne. Nowożytne szkoły wprzęgnięte w aparat władzy miały być w pełni państwowe, wyzwolone spod wpływów Kościoła; miały służyć wychowaniu obywateli w duchu służby świeckiemu państwu. Jak pisze Koneczny: „Upaństwowienie szkół miało w swoim czasie swoje dobre strony. Państwo, uważając szkoły za najlepsze narzędzia, pomnażało je i dbało o ich poziom. Zaciążyło atoli nad wychowaniem publicznym owo „politicum” , zwłaszcza, że kładziono na to nacisk tym silniejszy, im bardziej rządy się psuły, im bardziej obniżał się ich poziom moralny i umysłowy.” [3]
Szkolnictwo wyższe a demokracja
Nasilająca się presja na dostosowanie programów szkolnictwa wyższego do społecznych potrzeb związana była także z procesem demokratyzacji społecznej. Demokracja sprzyja bowiem egalitarnemu modelowi społeczeństwa. Model ten dość trudno jest z kolei pogodzić z koncepcją szkolnictwa autonomicznego, niezależnego od społeczeństwa i wybijającego się ponad ogólnie przyjęty poziom.
Przejście od ustrojów arystokratycznych do demokracji silnym piętnem odcisnęło się zwłaszcza na charakterze życia umysłowego zachodnich społeczeństw. Według Tocqueville’a - który doskonale uchwycił to zjawisko na przykładzie Stanów Zjednoczonych - to ustrój demokratyczny ponosi odpowiedzialność za zawężenie ludzkich motywacji do celów doraźnych i przyziemnych.
Wnikając w istotę tego procesu i rozwijając myśl Tocqueville’a, amerykański filozof Allan Bloom stwierdza: „Demokracja koncentruje się na tym, co użyteczne, na rozwiązywaniu problemów uważanych przez ogół za najpilniejsze, wobec czego teoretyczny dystans wydaje się nie tylko bezużyteczny, ale i niemoralny. W czasie nędzy, choroby i wojny kto może rościć sobie prawo do przechadzek po epikurejskich ogrodach, do stawiania pytań, na które już odpowiedziano, do dystansu w sytuacji kiedy potrzebne jest zaangażowanie ? Nieinstrumentalność, szczególnie w sprawach intelektu, obca jest duchowi współczesnej demokracji”[4]. Wynika stąd, iż niezależność myślenia, która zawsze cechowała ludzi nieprzeciętnych i wyrastających ponad poziom ogółu właśnie w demokracji podlega największemu zagrożeniu.
Inne ustroje - choć korzystały z fizycznych form przymusu dla utrzymania swej władzy - nie potrafiły nagiąć ludzkich umysłów; demokracja natomiast to potrafi. Sprawia, że inne wzorce życia niż wzorzec praktyczny wydają się wręcz niewyobrażalne. Tym samym największemu zagrożeniu w demokracji podlega idea uniwersytetu. Ideał życia teoretycznego nie jest dzisiaj ceniony.
Jak starałem się wykazać - odejście od dawnego modelu szkolnictwa wyższego dyktowane było określonymi zapotrzebowaniami społecznymi. Upadek arystokracji i postępująca demokratyzacja uruchomiły nowe siły drzemiące w społeczeństwie. Szkolnictwo stopniowo przestawało stać na straży ładu społecznego, nie odgrywało już funkcji wychowawczych, nie zaspakajało potrzeby identyfikacji i zbiorowej tożsamości. Teraz stawało się ono drogą do awansu zawodowego i materialnego dla coraz szerszych rzesz społeczeństwa. Sprzyjało przemianom politycznym i gospodarczym, dostarczając kadr administracyjnych dla rozbudowujących się instytucji demokratyczno-liberalnych. Nie kwestionując zalet dokonujących się przemian, nie sposób przemilczeć, iż odcisnęły się one także silnym piętnem na autonomii szkolnictwa, podważając jego rolę opiniotwórczą. Uniwersytet przestawał być ośrodkiem rozwoju intelektualnego, miejscem rozkwitu kultury duchowej, która następnie promieniowała na swoje otoczenie społeczne. Teraz to otoczenie dyktowało swoje warunki, a uniwersytet musiał się do nich dostosowywać.
Warto też zaznaczyć, iż naszkicowany powyżej trend zyskiwał na znaczeniu w dalszych dziejach Europy wraz z kolejnymi fazami procesów demokratyzacji społecznej. Procesy te postępują aż do czasów nam współczesnych . Obecnie znalazły one silne wsparcie dzięki dokonującym się przemianom technologicznym, związanym z przejściem od gospodarki przemysłowej do gospodarki postindustrialnej. Ta druga, zdaniem prognostyków społecznych, czerpać będzie swoją siłę właśnie z ludzkiej wiedzy i umiejętności przekazywania informacji. Podejście to oznacza „dowartościowanie” nauki i instytucji szkolnictwa zwłaszcza szczebla wyższego. Instytucja ta odgrywać ma jednak rolę całkowicie praktyczną i utylitarną, stając się instrumentem rozwoju gospodarczego dla regionów. Dla wykazania szczegółów tej zależności i uchwycenia specyficznej roli szkolnictwa wyższego w rozwoju regionalnym warto przyjrzeć się z bliska reformom administracyjnym projektowanym aktualnie w Polsce.
Rola szkolnictwa wyższego w rozwoju regionalnym Polski po reformie administracyjnej kraju.
Reforma administracyjna przeprowadzona w naszym kraju wydatnie zwiększyła wpływ władz samorządowych na uczelnie wyższe.[5] Stworzyła ona możliwość dofinansowania szkolnictwa wyższego przez organy wszystkich szczebli samorządu terytorialnego. Ożywiło to dyskusje nad pożądanym modelem związku pomiędzy instytucją szkolnictwa wyższego a samorządem terytorialnym - głównie szczebla regionalnego, gdyż to w jego kompetencji leży projektowanie rozwoju społeczno-gospodarczego dla całego województwa. Zważywszy na aktualność i popularność tych propozycji (zwłaszcza w Regionie Pomorskim) warto na chwilę przyjrzeć im się z bliska.
Propozycje te - mówiąc oględnie - polegają na silnym powiązaniu nauki i szkolnictwa wyższego z regionalną gospodarką. Okazuje się, iż w obecnej dobie właśnie instytucja szkolnictwa (a zwłaszcza szkolnictwa wyższego) ma odegrać kluczowe zadanie w projektowanych reformach, spełniając rolę czynnika sprawczego - koła zamachowego uruchamiającego regionalny rozwój gospodarczy. Rolą szkolnictwa jest zatem kształcenie nowoczesnych kadr administracyjnych i biznesowych przygotowanych do fachowego zarządzania gospodarką. Podejście takie powoduje wprzęgniecie instytucji szkolnictwa wyższego w biurokratyczną machinę administracji regionalnej - w gęstą siatkę jej powiązań z licznymi partnerami, uczestnikami życia społecznego: biznesowymi, samorządowymi, publiczno-prywatnymi itp. W tym procesie galopujący postęp techniczny dostarcza jedynie argumentów, aby instytucję szkolnictwa wyższego dostosować do potrzeb gospodarki, aby uczynić ją odpowiedzialną za dopasowanie profilów kształcenia do zmieniającego się w skali globalnej rynku pracy, a programów dydaktycznych do przemian strukturalnych zachodzących w światowej gospodarce.
W podobnych kategoriach rozumiana jest rola nauki w dzisiejszym społeczeństwie. Rolę tą sprowadza się do dostarczenia odpowiedniej ekspertyzy gospodarczej dla świata lokalnej administracji i biznesu. Zadaniem myśli technicznej jest zatem osiągnięcie efektu pierwszeństwa w dostępie do nowoczesnych technologii. Postępowanie takie ma być kluczem do sukcesu gospodarczego. W tym celu proponuje się tworzenie fuzji świata biznesu ze światem nauki: konsorcja badawcze (spółki przedsiębiorstw i jednostek badawczych), strategiczne programy badawcze. Nauka ma zatem być podporządkowana gospodarce i spełniać funkcje użyteczne. Pozbawiona dystansu teoretycznego nastawia się na spełnianie konkretnych zapotrzebowań, odpowiada na precyzyjnie zadane pytania i formułuje precyzyjne odpowiedzi, czyni to w ściśle określonym czasie. Wszelkie opóźnienia mogą bowiem drogo kosztować regionalną gospodarkę, gdyż w tej grze liczy się tylko efekt pierwszeństwa w dostępie do myśli technicznej; tylko on warunkuje przypływy kapitałowe.[6]
Dostrzegamy, iż przedstawione reformy realizowane w Polsce głównie pod hasłem „społeczeństwa informacyjnego” wskazują na ścisłą ciągłość względem tradycji ograniczania autonomii uczelni wyższych, tradycji zapoczątkowanej wraz z nadejściem czasów nowożytnych. Już samo określenie tych przemian jako „gospodarki wiedzą” („knowladge ekonomy”) zdradza instrumentalność w traktowaniu rozumu ludzkiego, którego zasadniczym celem staje się służba gospodarce regionu.
Oczywiście przedstawiony projekt odnosi się głównie do nauk technicznych i ekonomicznych, które zawsze spełniały inną rolę w społeczeństwie aniżeli nauki społeczne, niemniej przedstawiona tendencja wskazuje także na ogólny profil ewolucji programowej szkolnictwa wyższego. Poza tym nie należy zapominać, iż w klasycznej wykładni nauki wszystkie działy wiedzy stanowią jedynie części większej całości, wszystkie też winny służyć jednemu celowi nadrzędnemu.
Warto w końcu podkreślić, iż celem przedstawionej analizy nie jest krytyka zaprezentowanych propozycji reform. Z ekonomicznego punktu widzenia właściwie odpowiadają one duchowi naszych czasów wskazując na potencjalne drogi służące rozwojowi gospodarczemu. Zastrzeżenia dotyczą jednak sfery tzw. potrzeb kulturowych i duchowych obywateli, potrzeb odpowiadających ich poczuciu tożsamości i chęci uczestnictwa w życiu wspólnoty lokalnej. W identyfikacji tych potrzeb ogromną rolę odgrywają właśnie środowiska naukowe i intelektualne. Allan Bloom bierze w obronę tradycyjną wykładnię instytucji uniwersytetu dowodząc, że jest ona niezwykle potrzebna współczesnemu demokratycznemu społeczeństwu. O ile bowiem we wcześniejszych czasach istniały inne instytucje stanowiące przeciwwagę dla władzy większości (takie jak stronnictwa arystokratyczne, bądź Kościół) o tyle obecnie społeczeństwo pozbawione wszelkich drogowskazów moralnych zostało pozostawione same sobie. Wedle Blooma w dzisiejszych czasach to uniwersytet winien spełniać rolę elitarnej i arystokratycznej instytucji, w której będą mogły się rozwijać niezależne opinie. Aby warunek ten mógł być zrealizowany, szkolnictwo wyższe nie może być podporządkowane bieżącym wymogom państwa czy społeczeństwa. Nie dlatego, iż szkolnictwo wyższe odwraca się od problemów społeczeństwa, ale dlatego, iż dystans teoretyczny umożliwi mu lepsze ich rozwiązanie w przyszłości.
Z przedstawionych powyżej powodów wydaje się, iż tradycyjny model uniwersytetu jest także modelem atrakcyjnym dla regionu. Dzięki niezbędnemu dystansowi staje się on niezależną placówką naukową, placówką zdolną do kreowania bezstronnych i niezależnych sądów. Pozostawienie autonomii kształceniu uniwersyteckiemu nie oznacza jednak braku odpowiedzialności władz publicznych za wypracowanie odpowiednich warunków dla rozwoju instytucji szkolnictwa wyższego. W opracowaniu zwracano już uwagę, iż odgrywanie tej roli przez władze wymaga działań długookresowych, czynionych ze świadomością celu nadrzędnego. Spróbujmy jednak wyszczególnić, najistotniejsze naszym zdaniem działania władz, które należałoby podjąć celem przywrócenia instytucji szkolnictwa wyższego należnej mu rangi w regionie.
1) Szczególnym zadaniem stojącym przed władzami administracyjnymi jest zapewnienie niezbędnego zakresu autonomii uczelni uniwersyteckich. Realizację tego postulatu wiązać należy z dowartościowaniem roli kształcenia uniwersyteckiego. Uniwersytet winien spełniać rolę nadrzędną względem innych typów szkół wyższych - licencjackich, niestacjonarnych, uczelni niepublicznych czy zawodowych. Wymienione uczelnie wyższe (zwłaszcza te o profilu ekonomicznym i technicznym) spełniają ważne funkcje społeczne na co słusznie zwracają uwagę projektanci aktualnych reform - niemniej w sensie kulturotwórczym pierwszeństwo przynależy się uniwersytetowi. Podejście to charakteryzować się będzie także bardziej trzeźwym stosunkiem względem aktualnie realizowanych reform. Inicjatywy te wraz z obowiązującą „metodologią” wkraczają przecież również do uniwersytetów. Proces ten może prowadzić do pewnych zagrożeń np. preferować programy o użytecznym znaczeniu z punktu widzenia potrzeb regionalnej społeczności, kosztem programów „teoretycznych” i „nieużytecznych”.
2) W ramach kształcenia uniwersyteckiego należy przywrócić odpowiednią rangę działowi nauk społecznych. To nauki społeczne ufundowane są na teoretycznym dystansie względem społeczeństwa i tym się różnią od całego działu nauk praktycznych. W ostatnich czasach mamy do czynienia ze swoistym brakiem zrozumienia dla roli teoretycznych działów wiedzy w procesie kształcenia uniwersyteckiego; działy te traktowane są trochę po macoszemu jako ozdobne dodatki do takich nauk jak prawo, ekonomia czy nauki przyrodnicze. Za sytuację taką odpowiedzialnych jest wiele przyczyn. Nauki te cieszą się złą sławą ze względu na aktywną rolę, jaką odgrywały w umacnianiu podstaw minionego systemu sprawowania władzy. To nauki społeczne (filozofia, politologia, ekonomia polityczna) stanowiły przecież jądro marksistowskiej nadbudowy.
Obciążenie przeszłością paradoksalnie utrudnia także przeprowadzenie rzeczowej dyskusji co roli jaką winny spełniać nauki społeczne w dniu dzisiejszym i paraliżuje wszelkie śmielsze próby reform w tym zakresie. W efekcie kopiuje się w Polsce niekoniecznie dobre wzorce zachodnie (głównie francuskie i niemieckie), gdzie rolą nauk społecznych jest kształcenie profesjonalnej kadry wspomagającej klasę polityczną. Jak pisze w swoim eseju poświęconym temu zagadnieniu Piotr Bartula[7] - kadra ta kształcona jest na doradców „Księcia”, a nie na samodzielnych myślicieli i akuszerów poznania - w myśl tradycji antycznej. Pełni ona po zakończeniu studiów funkcje doradców dyplomatów, pracowników biur poselskich, ankieterów wykonujących zlecenia takiej czy innej partii politycznej, a nawet stylistów przemówień politycznych. Takiemu utylitarnemu pojmowaniu nauk politycznych należy przeciwstawić starożytne rozumienie myśli politycznej jako sztuki. Z państw zachodnich najbliżej tego modelu znajduje się model anglosaski.
3) Nie należy także zapominać, iż władze posiadają w swojej dyspozycji pewne narzędzia administracyjne umożliwiające im bezpośrednie oddziaływanie na instytucję szkolnictwa wyższego, narzędzia licujące z jego rolą kulturotwórczą w regionie. Tym narzędziem jest np. kształtowanie ładu przestrzennego a zwłaszcza przestrzeni kulturowej w regionie. Właściwe posługiwanie się tym narzędziem wymaga odwołania się do historycznej roli, jaką odgrywały uniwersytety w kształtowaniu ładu przestrzennego dużych miast. Przypomnijmy, iż to uczelnie wpływały na ich niepowtarzalną atmosferę, kształtowały aurę nauki wokół miejsc kojarzących się z jakimś „wyższym przeznaczeniem”. Realizacji tego celu w dniu dzisiejszym służyć będzie dbałość o architekturę budynków uniwersyteckich. Kolejnym działaniem może być należyte wykorzystanie miejsc i pomieszczeń kojarzonych z nauką i wyższym przeznaczeniem - organizacja różnych imprez w murach uczelni, takich jak wystawy, przedstawienia teatralne, koncerty muzyczne czy wreszcie otwarte wykłady naukowe, debaty publiczne czy dyskusje panelowe. Realizacji tego ostatniego celu służyć może modna ostatnio na Wybrzeżu turystyka konferencyjna.
Należy się zastanowić nad kształtem polityki, zmierzającej do pośpiesznego tworzenia filii uniwersyteckich w terenie - w miastach średniej wielkości często bez niezbędnej infrastruktury (od dużych bibliotek po specjalistyczne laboratoria). Działanie takie ma oczywiście swoje społeczne uzasadnienie, choć nie koniecznie sprzyja ono odgrywaniu przez uczelnie wyższe roli kulturotwórczej w regionie. Atmosfera dużego miasta i kontakt z pełną infrastrukturą uniwersytecką jest bowiem częścią edukacji. Jest to właściwe, ugruntowane przez dziesięciolecia, a niekiedy nawet przez wieki środowisko do działania edukacyjnego na szczeblu wyższym. Należy pamiętać, iż takie tradycje sięgają średniowiecza.
Zakończenie
Powyższe rozważania wykazały istnienie sprzeczności pomiędzy tradycyjną wykładnią uniwersytetu a aktualnie projektowanymi koncepcjami dostosowania oferty szkolnictwa wyższego do regionalnych potrzeb. Nie negując konieczności realizacji tych projektów m. in. w celu nadrobienia tzw. luki cywilizacyjnej, aktualne pozostaje pytanie o cenę tego procesu. Niedobrze by się stało, gdyby projektowanym reformom przyświecał jedynie cel gospodarczy.
Dzisiejsze czasy bardziej niż jakiekolwiek inne niosą przecież przed regionalnym społeczeństwem dość poważne zagrożenia - właśnie dla sfery potrzeb kulturowych i duchowych obywateli. Większość z nich rozpatrywać należy w kontekście kolejnych faz opisywanych powyżej procesów demokratyzacji społecznej. Z podobnych powodów aktualność zachowują pytania postawione przez Tocqueville’a i Blooma. Proces integracji europejskiej wymaga głębokiej refleksji nad charakterem wspólnot terytorialnych, w których przyjdzie nam żyć. Jeszcze poważniejszym wyzwaniem jest dokonujący się proces globalizacji prowadzący do rozmywania się tożsamości. Tym bardziej aktualne jest pytanie o tożsamość wspólnoty regionalnej zwłaszcza w jej relacjach z tradycyjnym państwem narodowym, oraz z organizacjami ponadnarodowymi takimi jak UE.
Oprócz wyzwań cywilizacyjnych nabrzmiewają w naszym kraju liczne problemy wewnętrzne. Wiele z nich wynika z kryzysu zaufania do instytucji publicznych, zwłaszcza instytucji szczebla samorządowego. W odbudowaniu zaufania społecznego do tych instytucji ważną rolę mogą odegrać środowiska intelektualne i instytuty naukowe zgrupowane na uniwersytetach i w niezależnych towarzystwach naukowych. To one kształtują metapolityczną nadbudowę nad światem polityki i procesami społecznymi zachodzącymi w regionie. W takiej sytuacji zawężanie roli szkolnictwa wyższego do funkcji gospodarczych wydaje się nieporozumieniem. Potrzeby obywateli obejmują przecież nie tylko sferę potrzeb materialnych, obowiązkiem władz publicznych jest także należyte dbanie o zaspokojenie potrzeb duchowych. Charakter dzisiejszych czasów tym bardziej predestynuje instytucję szkolnictwa wyższego do odgrywania roli aktywnego czynnika opiniotwórczego w regionie.
Michał Graban
[1] Feliks Koneczny Państwo i prawo w cywilizacji łacińskie, Komorów 1997, s. 159
[2] Por. Ryszard Palacz Powstanie i rozwój uniwersytetów w średniowieczu, (w) Katolicyzm średniowieczny., pr. zbior. pod red. J. Kellera., Warszawa 1977, s. 232.
[3] Feliks Koneczny Państwo i prawo… op. cit, s.158
[4] Allan Bloom Umysł zamknięty. O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów. Poznań 1997, s. 297
[5]Materiały szkoleniowe. Reforma administracji publicznej. Nauka i oświata. Kultura. Zeszyt 3, Warszawa 1999, s. 3
[6] Cywilizacja informacyjna a przekształcenia przestrzeni. Zmiany strukturalne metropolii polskich, Pr. zbior. pod red. Jerzego Kołodziejskiego i Tomasza Parteki, Warszawa 1999, s. 15-18
[7] Piotr Bartula Nauki polityczne i demokracja, (w) Czym jest filozofia polityki?, pr. zbior. pod red. Romualda Piekarskiego. Gdańsk 1999, s.175.